poprzedni wątek | następny wątek | pl.soc.prawo |
2007-03-17 07:39 | RE. przed rozwodem a dziecko (długie) | Chełm OXY |
Widzę że rozpętałem burzę... Jesli nie piekło.... Więc spiesze z wyjasnieniami ( wybaczcie odrazu zjedzone ogonki przy ę,ć albo literówki, orty tępcie...). Nie wypieram się ŻADNEGO z obowiązków jako ojca wobec dziecka. "Zrobiłem", więc mam obowiązek płacić. Nie użalam się nad tym ani nie staram się wybielić. Nie udało się nam małżeństwo, ponosimy konsekwencje. Niestety konsekwencje te też ponosi nasz syn. A chcę Go przed tym uchronić. Staram się nie zaniedybywać wizyt które mam wyznaczone. Cały czas starałem się ratować za wszelką cenę to małżeństwo ponieważ żywię gorące uczucie do mojej zony i dziecka. Szukałem pomocy praktycznie wszędzie gdzie można z wyjatkiem prawników. Więc ksiądz, MOPR, rodzina żony i moja. Bez skutku. Dlatego też pojawiiały się posty moje na tym forum na co zwróciła uwagę jedna z forumowiczek.Szukałem pomocy, porady, podpowiedzi jak rozmawiać z żoną, co w sobie zmienić, jak podchodzić do szeregu problemów związanych z napieciem w związku ?? Wyjasniam: nie piję, rzuciłem palenie po usilnych naleganiach żony, nie ćpam, nie k...ę się, pracuję. Nigdy na zonę nie podniosłem głosu, nie nakrzyczałem nie uderzyłem jej. W ciążę żona zaszła w noc poslubną więc nie żeniłem się z musu, ani też dla pieniędzy bo takowych żona nie ma więcej niż ja. Ona mieszka w bloku, ja w domu jednorodzinnym.Więc też nie dla mieszkania bo mielibyśmy gdzie zamieszkać u mnie.Niestety u mnie nie bo ja mam pokój mniejszy o 2m2 od pokoju jej:(( Pozatym córce łatwiej mieszkać u rodziców niż u teściów. Nie dla sexu bo w dzisiejszych czasach to chyba najmniejszy problem dla mężczyzny... I zona jako panna miała okresy gdy odsówała mnie od siebie z jej tylko wiadomych powodów (np. 3 miesiące wstrzemięźliwości sexualnej od zaręczyn do dnia slubu), Poprostu z czystej miłości do tej kobiety wstapiłem w związek małżeński. Niestety zbyt zakochany byłem i nie dostrzegający specyficznych zachowań jej oraz jej rodziny. Głupi naiwny ale to nieistotne. Fakt jest jeden że nie założyłem własnej rodziny a dołączyłem do rodziny mojej zony. Gdzie hierarchia była nastepująca w moim małżeństwie: żona (po narodzinach synek) mama tata jej, brat, drugi brat z bratowa oraz ich dzieci i potem ja. Gdy usiłowałem zmienić ten fakt odrazu zaczeły się napięcia i spory. Zamieszkałem w jej domu, czuj sie jak u siebie- mówili. Jednoczesnie dostałem ochrzan od teściowej gdy zwróciłem uwagę żonie że jest już dorosłą kobietą i mało poważnie wygląda stado aniołków poustawianych na stoliku i monitorze. Poprostu przeszkadzały w normalnym uzytkowaniu tych rzeczy. To pokój zony - usłyszałem, a co ty tu bedziesz jej mówił co ma być i co gdzie stać. Dałem spokój i aniołki poustawiałem spowrotem po tym gdy zona w nerwach powrzucala je do pudełka. Mógł bym przytaczać wiele dowodów. Chodzi oto że w gruncie rzeczy zostałem zepchnięty do roli męża na pokaz, instytucji która ma zapewnić zonie bezpieczeństwo psychiczne i finansowe. Przed slubem straciłem pracę ponieważ firma w której pracowałem została sprzedana i nastąpiła 70% redukcja załogi.Zarabiałem 1200 zł to wtedy byłem jako taki finansowo dla zony. Nastąpiły problemy ze znalezieniem nowej pracy. W dniu slubu byłem bezrobotnym. Po slubie znajdz pracę aby choć 600zł było. Znalazłem pracę. To było : czemu tak mało zarabiasz? jak można pracowac tyle i tak mało zarabiać?? Znowu źle. Zostawałem po godzinach aby było więcej pieniedzy... to usłyszałem bo ty pracę wolisz niż dom:((( Dobre nie ???? Praktycznie dzień po ślubie żona pokazła "rogi" oskarzyła moją rodzinę że ktoś dał pustą kopertę na ślubie, gdy stanełem w obronie oskarzonych zostałem posądzony ja o kradzież tych pieniędzy!!!!!!!! Choć defacto przed slubem 3 tygodnie wpłaciłem na zony konto 5000 aby mieć na koszta ślubu i innych rzeczy dotyczących wydatków z mojej strony. I po slubie zostało około 2000zł.A dla jasności dodam że zebraliśmy około 1,5 raza więcej niż ponieśliśmy kosztów przyjęcia dla gości!!!!!!!!!!!!!!!!! Więc dostałem baty z innej strony. Skąd masz pieniądze po slubie??? To ja tydzień po slubie nie miałem już prawa posiadać pieniedzy jeszcze z kawalerskich czasów??Miałem oddać co do 1 zł zonie w dniu slubu wszystkie pieniądze z kieszeni??? Załamka.:(( Obraziłem jej rodzinę bo dzień po slubie a ja już byłem w swoim domu!!!! Choć od zony mieszkam nie całe 3 km:(( Nie miałem prawa podzielić się wrażeniami z bądz co bądz doniosłego wydarzenia w moim sorrki już w Naszym życiu z rodziną i najblizszymi??????? Dostałem zakaz chodzenia do domu. Odrazu rozpoczeła sie inwigilacja teściów Naszego życia. Bo ty z zoną M-jak miłość nie oglądasz tylko nos w komputer!! Jak mnie ten film kompletnie nie interesował.Ale nie miałem nic przeciwko temu aby go żona ogladała!! Odrazu ochrzan gdy krepowałem sie u niej jeść czy szukać czegoś po szafkach w kuchni czy lodówce!! Bos dziki!!!Chyba normalne ze trzeba czasu na przyzwyczajenie się do nowego domu i warunków. Naprawdę problem rozpoczął się gdy żona zrobiła test ciążowy, choć podejzewam że wiedziała wcześniej iż jest w ciązy niż mnie o tym poinformowała. Rano poinformowała mnie że idzie do łazienki zrobić test.Czekałem w podekscytowaniu. 5 min, 10,15 - pukam do drzwi- nic. Naciskam klamke otwieram żona siedzi na brzegu wanny i patrzy się na ten test jak obłąkana. Pytam się no i jak?? Jestem w ciązy. Żadnej radości żadnego usmiechu.... pytam sie to czemu tak siedzisz?? Bo jak to teraz bedzie.... usłyszałem.Taka moja radosna nowina była..... Teściom zona nic nie mówiła więc nie mówiłem i ja. Sądziłem że jakoś razem to oznajmimy radośnie wesoło.Niestety... u zony depresja humory.... Zaczela mnie unikać w łóżku... zaczeła ganiać bo ona w ciązy jest i jej nie wolno ani stresować ani robić nic..... przez tydzień mi dała tak popalić że kompletnie jej miałem dość!!!! Powiedziałem że idę do domu a Ty rób co chcesz bo ja nie daję rady z Tobą dłużej.... Poprostu dopadła mnie depresja żal siadały nerwy... sądziłem że jak odsunę się na chwilę to może zrozumie że może coś do niej dotrze że ja też jestem obok. Zaczelem się ubierać to ta w krzyk przybiegła teściowa to zona ją poinformowała że jest w ciązy a mąż spier...a!!!! Jej nie można denerwować ja jej na nerwy działam!Teściowa mnie zaczeła szarpać (choć jestem facetem dośc dużej postury nie smiałem nawet jej odepchnąć mając szacunek dla niej jako matki i kobiety, bo gdybym odepchnął to by w szafe wpaść mogła) znosiłem to żona krzyczy i teściowa krzyczy.Do mojej matki chciały dzwonić że ja do domu idę!!! Nie dodzwoniły się. A ja poszedłem do domu. Chciałem dać jej spokojny czas i coś przez co przemyśli czego chce. Czy męża czy tylko kogoś kto ma jej nadskakiwać?? Po jakimś czasie pogodzilismy sie, wróciłem. Ale to ja zonę przeprosiłem za to wszystko. Ona mnie za nic. Sadziłem że coś zacznie sie zmieniać jakie to było błedne myslenie i chyba tylko moje marzenie. Odemnie można i trzeba było wymagać a żonę tylko mogłem prosić. Coraz gorzej znosiłem kontakt z jej rodzicami choć poprosiłem ich o pomoc że coś się dzieje nie tak w Naszym małżenstwie. Aby porozmawiali z córką to mnie teściowa wysmiala że ona wtracać sie nie bedzie. A teść: "masz zonę to sobie radz" Krótka pomoc i jakaż owocna. W zonę siły wstąpiły, nastepne wymagania np. tata zawsze chodził rano po bułeczki córci a mam męza teraz. Zrozumiałem: chodziłem po bułki rano dla zony. Choć ani razu nikt nie zapytał czy ty masz chęc na bułkę a może kanapkę weźmiesz z bułką?? Czułem się jedynie tolerowany. Szukałem pracy ale bezowocnie... teściowie mnie "podtrzymywali na duchu". Gdy siadałem zjeść obiad to zaraz się zaczynały słowa jak zamierzasz na rodzinę zarobić kiedy znajdziesz pracę. I wtedy ten obiad dosłownie w ustach i gardle rósł:( Wiedziałem że jestem pasozytem:(( Gdy znalazłem pracę to "jak zamierzasz się dorobić z 600zł ???" A za dwa tygodnie brat przyszedł pożyczyć 400zł na światła do samochodu, a teść 100zł na skrzynię biegów do samochodu. Żona owszem pozyczyła ale bezemnie bez pytania mnie o zdanie - zostałem tylko poinformowany o tym że pożyczyła. Starałem sie pomagać jak umiem, ale niestety bo nie zapytałeś mamy taty.Starałem się nie być natretny nie wnikac nie dopytywać. Zły bo nie interesujesz się tym co się dzieje w domu. Skoro nikt mnie nie pytał to uważałem że to nie moja sprawa abym wnikał w jakieś sprawy rodziców. Bylo coraz gorzej aż w koncu powiedzialem dość:( Ale wdepnełem w g... odezwałem się tak na głos mając na mysli to że nie radzę sobie z żoną i z zapanowaniem nad nią.Odpowiedz była bardzo szybka żona pobiegła do mamy i taty poskarżyć się i zacytowac mnie. Powiedziałem teściom że nie dam rady tak dłużej, że ja nie wyrobię nerwowo. Że w takich warunkach nie możemy być razem. Olali to. Nie mieszkałem z żoną jakiś czas aż wreszcie przekonałem ją żebyśmy zamieszkali na stancji. Zgodzila się. Niestety i na stancji byli teściowie. Odrazu musieli sprawdzić czy aby żony pod most nie zaprowadzę. uznali że to Ok stancja. Na stancji jakiś czas spokój a potem znowu problemy. Bo żona obiady musi gotować a ty coś chcesz od niej. Bo w domu u mamy automat ma a tu frania. Bo właściciel wody nie nagrzał, bo za późno w kaloryferach napalił. A u mamy wszystko ma. Bo w ciązy musi prać. Miałem zakaz chodzenia do domu bez niej a jednocześnie mi kazała spodnie do matki nosić do prania bo dżins za ciężki do prania w france dla niej!!! Bo zamało zarabiasz i na wszystko nie starcza. Choć zona oficjalnie zarabiała tyle samo co ja a reszte kasy dostawała na czarno pod stołem. Jako że zbliżał się termin porodu w koncu powiedziałem że jak Ci tu nie pasuje to gdzie ????? Do rodziców chcesz spowrotem?? W koncu wyszło że tak!! Wróciliśmy do domu teściów. Chodziłem z zoną do szkoły rodzenia, byłem przy porodzie masowałem bóle z krzyża trzymałem za dłoń całowałem w czoło gdy rodziła. Niestety poród to też była okazja aby mi dokopać.W nocy zona zaczeła rodzić odeszły wody. Obudziła mnie mieliśmy spakowane wszystko do szpitala w torbę. Więc ona poszła się umyc a ja ubierałem się do szpitala. Wstała teściowa słysząc poruszenie. Zaraz po niej bratowa która była z męzem u nas z odwiedzinami. Co się stało?? Żona czeła rodzić i zbieramy sie do szpitala. To może ja obudze (imię) to was zawiezie. Albo ja męża to ona was zawiezie. One się pytają czy mają budzić??!!!!!!!!!!! Podziękowałem grzecznie. Że nie nie ma potrzeby pojedziemy taksówką.A pomyslałem dosłownie tak"miło żebym ja was miał prosić i mnie się pytacie czy obudzić jednego brata czy drugiego aby własną rodzoną siostrę zawiózł do porodu" Dla mnie była to totalna załamka aby matka z bratową mnie ziecia pytały o takie rzeczy czy budzić!! W kazdym normalnym domu to nikt by nie zadawał pytań skoro każdy wie że ja z żoną samochodu nie posiadam a jest 1:35 w nocy!! A są obaj jej bracia obaj zmotoryzowani. Kolejny fakt: od mieszkania zony do szpitala mam około 4 km ~ 30 mniut drogi piechotą (biegiem może 15 minut choć nie przebiegł bym 4 km ciągle), z domu rodziców nie cały 1 km biegiem~ 4 minuty. I tu kolejna złośc bo ty wolałeś mieszkac u rodziców a mieszkamy przecież u moich rodziców. Na nic tłumaczenie że chciałem być bliżej gdyby coś że z domu rodziców mam bliżej znacznie. A nie zawsze można wziąźć samochód od teścia bo też pracuje. Nadmieniam że zona z synkiem była 2 tygodnie w szpitalu bo syn urodził się niedotleniony i jako lekki wcześniak. Byłem u Nich 3 razy w zwykły dzień!! rano o 6 przed pracą o 16 po pracy i o 20 przed zamknieciem na noc drzwi szpitala. W sobotę w niedzielę po 4-5 razy. Gotowałem kompociki dla zony nosiłem wszystkie zakupy jakich potrzebowała!!!! Niestety znów wpadka bo smiałem się upomnieć o brudne pieluszki synka i koszulki zalane pokarmem oraz bieliznę do prania żony!Bo zapytałem gdzie są te brudne skoro przynieść mi kazała nowe czyste??? Mama pierze ;))) odpowiedziała. Jak to pytam jak mama??? A co ja mąż ??Mama ma prać pieluszki mojego syna czy Twoje zalene pokarmem koszule??Po co Ci mąż żeby na pokaz był?Jachcę prać a nie mama!Byłem zły totalnie.Wtedy jej wypomniałem że mamusia ma synia 23 lata studenta który z dziewczyną mieszka na stancji w Wawie to niech mu pierze skoro przywozi jej z Wawy rzeczy do prania. Stać go na samochód za 10 000 a nie stać na pralke za 1000?? Ma go to nich pierze mu a ja nie pozwolę na to aby ona prała, bo ja mam bliżej i nawet w każdej chwili moge podskoczyć donieść bądz zabrać coś do przeprania. Nieopatrznie podzieliłem się z teściową opiną jaką wydał lakarz połoznik żony który odbierał poród. Mianowicie ze jest chisteryczką. Teściowa odrazu na mnie z pysiem że jak moge to powtarzać!!Że co ja sobie myślę!!! Żeby o zonie tak mówić!!Zbaraniałem. Sądziłem że może teściowa zaprzeczy że żona nie jest chisteryczką, że może poprostu tak kobiety zachowują się podczas pierwszego porodu. Oczekiwałem rozmowy pocieszenia a nie ataku. Brat mój rodzony chciał nas przywieźć samochodem swoim ze szpitala, żona nie!!! Ok wzieliśmy taksówkę i nie zdążyłem za kurs zapłacić gdy zona wysiadła i do domu z synkiem poszła. Mi dziecka nawet na ręce niedała pierwsza na rekach miała syna teściowa i sąsiadka a nie ojciec!!!! Teściowa mnie poinformowała gdy zwróciłem uwagę na to żonie że "facet przy dziecku do 6 miesiąca jego życia to nie ma co robić"!!!!! A za 2 dni ochrzan dostałem że powiedziałem do zony aby wstała bo synek płacze a ja nie mam piersi z mlekiem aby mu dać jeść. Niestety żona zła bo chciała poleżeć jeszcze 5 minut!!!! Przy kapieli synka to mogłem jedynie lezaczek potrzymać i wodę przynieść oraz wynieść. Gdy chciałem ja wykąpać nastepnym razem to żona z kąpielą do łazienki uciekła a tam niestety dla dwojga nie ma miejsca przy wannie. Poprosiłem pokaż i daj mi przwinąć maluszka:)) Odrazy w krzyk żona " mi nikt nie pokazywał!!" gdy starałem się udobroduchac że Ty masz instynkt kobiecy macieżyński a ja facet i musze się trochę od Ciebie nauczyć, to usłyszałem smiech ze mnie:(( Wychodzi że wszystko robiłem źle. Bo chciałem zjeść choć raz obiad od zony a nie od teściowej. Niestey nie bo mamusia ugotowała.A żona nie bedzie specialnie gotować dla jednej osoby, co ty służacą chcesz ze mnie zrobić??!!! Bo sie czepiam że spodnie mam brudne a zona nie wie kiedy mamusia bedzie prać w automacie. Bo mamy taty braci nie kochasz, a ona to jej rodzina też!!!! Bo Ty ciągle czegoś chcesz i czegoś sie dopominasz!!! A dopominałem się się obiadu od żony, aby ona mi czasem jeść nałożyła bo ją mam smiałość poprosić o więcej o dokładkę. A prosić teściową czy samemu po garnkach "latać" śmiałości nie mam. To znów krzyk że służąca!!!! Że z nią chcę chodzić do kościoła, do swoich rodziców. To smiała się że jak dziecko jestem. Bo chciałem się czasem do niej przytulić albo być przytulonym przez nią( usłyszała to kiedyś teściowa to mnie zwymyślała że babo-chłop jestem!!!! Zapytałem dlaczego babo-chłop?? Chłop bo mam jaja, a baba bo chcę aby zona mnie przytulała.) Bo chcialem nadać drugie imię synkowi od siebie. Po rozmowach i sporach ustalilismy z żoną że pierwsze imię nada synkowi ona a ja nadam drugie:)) Mi to pasowało:)) Teściowa jak usłyszała jakie imiona chcemy nadać stwierdziła:"Że sliczne imiona, pierwsze bo zona takie chciała i takie wymarzyła sobie dla synka, a drugie bo po dziadku teściowej." Mnie zamurowało już dokładnie!!! To ojciec pies??? Jest dwoje rodziców i dwoje imion a ta swoją rodzinę znów wkreca - nie od ojca imię a po dzadku:((( Zaczełem być coraz bardziej rozgoryczony zły tą sytuacją:(( Cały czas byłem odpychany od dziecka, bo to nie zabawka, bo śpi, bo to nie pora na spacer, bo dziecko jest jej!Ja miałem prawo robić za psa wartowniczego aby pilnować małego gdy mamusia musi np. do kibelka pójść. Gdy zaczełem sie ostrzej dopominać praw zaczełem być atakowany że się czepiam żony. Gdy dla uspokojenia sytuacji taktycznie stawałem z boku to byłem atakowany że się odseparowuje. Prałem pieluszki ubranka prasowałem i byłem zły bo to mój obowiazek a nie przywilej i pomoc dla zony. W końcu powiedziałem że nie dam się traktować jak pies!Że też mam uczucia potrzebę bycia z dzieckiem i z zoną a tu tylko jestem aby być. Powiwedziałem zonie że takie jej zachowanie grozi rozwodem bo ja nie pozwolę na takie traktowanie. Ja nie mogę nic, wszystko muszę. Nie mam prawa wymagać ale mam obowiązek prosić. O wszystko o obiad o pranie o sex od zony, teścia o samochód-choć porzyczałem go wyłącznie na potrzeby żony.Zawieźć do szpitala na badania itp. Powiedziałem że się wyprowadzam a ona niech przemyśli czego właściwie chce. Żadnego wrażenia na niej jeszcze krzyki usłyszłaem to idz do swojej rodzinki (w dyskucji nazwała mojego ojca alkocholikiem, matkę kur..., brata nierobem). Wyprowadziłem się licząc że to przemyśli, że w koncu też uzna swoje zachowania za nie zawsze poprawne. Niestety teściowie powiedzieli że wychowają jak swoje dziecko że żonie pomogą a ja nie jestem potrzebny. Że widywać dziecka nie muszę ale mam pierd..... obowiązek płacić. Żona ochrzciła synka w tajemnicy przedemną bo smiałem zaprotestować przeciwko temu aby chrzestnymi byli tylko z jej strony, pragnełem aby jednym z chrzestnych był ktoś odemnie z mojej rodziny. Poszedłem z tym do księdza to ksiądz kazał nam się dogadać i przyjść ustalić datę chrztu. Żona poszła z mamusią i nagadały ksiedzu o porzuceniu żony z małym dzieckiem przez męża. I załatwiły chrzest ale bez mojego udziału. Nie porzuciłem dziecka ani żony, z każdych poborów płacę za każdymi odwiedzinami przynosze coś dla synka - zabawkę coś do czytania, czy nawet 20 zł do skarbonki. Chciałem ustalić z żoną jakieś wizyty ale niestety "bo ja nie mam prawa żądać niczego". Poszedłem do sądu złozyłem wniosek o widzenie synka. Przyznano mi wizytę raz na tydzień przez 2 godziny:((( Żadnej z wizyt nie opuściłem jesli nie mogłem zajść w wyznaczonym terminie to uprzedzałem zonę ustalaliśmy zastepczy termin. Zachodze zawsze uprany wykąpany ogolony wyprasowany, jak bym szedł na uroczystość a nie do dziecka. Starałem się rozmawiać z żoną, namówić ją na poradnię małżeńską. Jakoś dotrzeć do serca do rozumu. Pamiętałem o rocznicy slubu - wysłałem przez posłańca dość duży bukiet róż. Pamiętałem o imieninach urodzinach mikołaju gwiazdce walentynkach dla żony. Normalne że zawsze był prezent jak też i zawsze dla synka. A ja przy odwiedzinach nawet szklanki wody od zony nie dostałem jak nie poprosiłem. Zawsze interesuję się pytam o stan zdrowia synka i jej. O to co robi co się dzieje u nich jak spedzają tydzień. Czy coś potrzeba czy czegoś im nie brakuje. Kupowałem dla synka rzeczy których potrzebę zgłaszała żona. Kupowałem gołebie dla małego do pierwszych zupek. Staram się wykazywać inicjatywą i ciekawością co do ich potrzeb. Ale w zamian oczekiwałem zrozumienia że ja też tęsknię że też potrzebuję kontaktu z nią i z synem. To słyszę " Ty się wyprowadziłeś to masz jak chciałeś" Gdy usiłowałem ustalić wyskość sumy którą mam płacić dla synka to zony odpowiedz "nie wiem - uważasz że za dużo płacisz??" Na wszelkie pytania odpowiedz nie wiem. A tylko wymagania. Zaznaczam że nie jstem też różowy i też mam wady i złe cechy charakteru, chyba jak każdy człowiek zresztą ale dokładałem wszelkich starań aby żyć w zgodzie z Bogiem z ludzmi i z sumieniem. Nigdy nie oszukałem ani też nie okłamałem żony. Zawsze starałem się być szczery, jesli czegoś nie wiedziałem to zapytać dowiedzieć się ( tu znów ochrzan bo się ciągle pytasz dopytujesz). Ciągle słyszałem zarzuty bo jej moja rodzina nie kocha, bo nie interesują sie nią, bo mój brat jej dzień dobry nie powiedział albo nie wyszedł z pokoju aby się z nią przywitać.Jej rodzina taka inteligętna kochająca się a moja to degeneraci. Że miesiąc po slubie a moji rodzic nie zaprosili jej rodziców na wizytę do siebie. Że bierzmowanie miałem miesiąc przed ślubem a nie w szkole podstawowej.Mój dom to pierd.... kurnik a jej dom to mieszkanie. Itp itd....... żeby opisać dokładnie moje zycie małżeńskie to tekst powinien być jeszcze ze 3 razy dłuzszy:((( Ciekway materiał pewnie by był dla psychologów ...... ;((( Reasumując staram się ratowć to małżeństwo bo bardzo kocham żonę i synka!!!! Ale poprostu już nie wiem jak spełnić wymagania i oczekiwania??? Jak pokazać w koncu że kocham że mi zależy przy moich skromnych srodkach i mozliwościach???? Jak rozmawiać z pozycji kogoś równego zonie teściom jej rodzinie a nie jako któś kto ma być tylko dla nich. Jak starać się o utrzymanie kontaktu z dzieckiem kiedy zona robi wszystko co może aby ten kontakt ograniczyć do suchych 2 godzin a teść i teściowa pukają w drzwi kiedy kończą się owe 2 godziny. Jak nie być łosiem i bykiem do płacenia a normalnym ojcem mającym oprócz obowiązków również prawa???? Proszę o pomoc. Na wszelkie pytania odpowiem i wyjaśnie wszelkie zawiłości.... Pozdrawiam. |
2007-03-17 08:32 | Re: RE. przed rozwodem a dziecko (długie) | R De |
Powiem tak. Doskonale rozumiem to, co napisałeś. Niestety, większość małżeństw rozwodzi się w z podobnych lub wręcz tych samych przyczyn. Oczywiście faceci tez są bez winy, bo trudno oczekiwać od kobiety, żeby mieszkała czy choć była z alkoholikiem albo jakimś "damskim bokserem". Sytuacje, które opisałeś, ja też przeżyłem i żadna Angie nie powie mi, że jest inaczej. Moja żona jak nie miała na coś ochoty, zamykała się w łazience i potrafiła spędzić tam 3-4 godziny. Każda próba nakłonienia jej do jakiejkolwiek pracy na rzecz domu (obiad, sprzątanie, pranie) czy dziecka (np. pomoc w lekcjach, kanapki do szkoły, herbata rano dla syna, zwłaszcza w zimie) powodowała telefon do mamusi (teściowej) i jej natychmiastową wizytę. Jedyne czynności jakie wykonywała w domu, to malowanie paznokci i oglądanie telewizji do tego stopnia, że w trzy tygodnie wytarła całkowicie opisy przycisków w pilocie. Doskonale Cię rozumiem, bo w moim domu tez teściowie chcieli wychowywać syna, tylko ja może jestem bardziej odporny na stres, i po prostu wyjechałem na nich z domu. Dosłownie. na całe szczęście mieszkaliśmy zawsze osobno. Również próbowano zrobić ze mnie "męża na pokaz", ale teściowa i żona usłyszały kilka słów prawdy i im przeszło. W trakcie sprawy rozwodowej i bezpośrednio przed nią, zostałem posądzony przez żonę i jej koleżanki o próbę zabójstwa, wymuszenie rozbójnicze, próbę porwania dla okupu, ale - tu uwaga - psa i dziecka (w tej kolejności), groźby karalne, znęcanie się fizyczne i moralne nad rodziną. Przed oskarżeniem o molestowanie seksualne dziecka uchroniła mnie wizyta u psychologa szkolnego w towarzystwie dzielnicowego. Dosłownie na drugi dzień po tej wizycie, była już na szczęście żona, złożyła takie zawiadomienie w komendzie policji. Też - tak samo jak Ty - utrzymywałem dziecko z własnej woli. W moim przypadku - mam takie możliwości - były to kwoty na poziomie 1000 do nawet 2000 miesięcznie. Syna miał 15 lat, grał w piłkę w KS, a same buty - korki - to koszt około 700 - 1000 złotych. Oczywiście kupuje się je raz na jakiś czas, ale jednak. Niestety - to było za mało. Trzeba było pójść do prokuratury i pomówić mnie, że nie łożę na dziecko, a ona złotówki nie dostaje. Po wcześniejszych "akcjach", policjant który mnie przesłuchiwał stwierdził, że lepiej będzie dla mnie, jak będę płacił na jakiś kwit 300 złotych, niż mam się z durną babą awanturować i "ciągać po sądach". Podsumowując. Tak czy inaczej, masz bardzo małe szanse na wywalczenie czegokolwiek. Tak jak napisał ktoś w poprzednim wątku, w sądach są sędziami stare panny, które nie wyszły za mąż dla tego, że pomijając ich urodę, są prawnikami i każdy facet w przypadku rozwodu - byłby przez nie wypompowany do zera i każdy się boi wstępować w związek z kimś takim. Tak jak napisałem wcześniej, rób co możesz dla dziecka, ale bez przesady. Tak, żeby mamusia nic z tego nie miała. Dopóki dziecko jest małe - nie masz innej możliwości. Jak podrośnie - kupuj mu prezenty i chowaj kwity - nawet z kas fiskalnych takie paragony. Ustal wysokość alimentów - w Twojej sytuacji myślę, że nie będą dużo wyższe, niż płacisz teraz. Zatrudnij dobrego, bystrego prawnika. Dobrym pomysłem jest dyktafon i nagrywanie rozmów. Chociażby tylko dla adwokata, bo w sądzie to jeszcze Cię oskarżą debile o jakieś przestępstwo, bo podobno trzeba mieć zgodę na nagrywanie rozmów. Musisz się uzbroić w cierpliwość, bo na razie będzie tylko gorzej, a dopiero później - dużo lepiej. Piszę to na podstawie własnych doświadczeń, i mam nadzieję, że znaczna cześć forumowiczów ma podobne odczucia. Jeśli zaś chodzi o żonę - no cóż, jeśli ją kochasz, to miej nadzieję, że kiedyś się zmieni, ale bardzo bym nie liczyła na to. Nie obudź się z ręką w nocniku. w wieku 40 lat nie można juz ułożyć sobie życia. Już się nie chce. Pozdrawiam i życzę powodzenia. P.S. Nie słuchaj jakiejś Angie, bo ona jakieś dziwne rzeczy pisze. |
||
2007-03-17 15:38 | Re: RE. przed rozwodem a dziecko (długie) | Jotte |
W wiadomości news:etg2er$jto$1@atlantis.news.tpi.pl Chełm OXY > Więc spiesze z wyjasnieniami ( wybaczcie odrazu zjedzone ogonki przy ę,ć > albo literówki, orty tępcie...). Tym razem i orty odpuszczę, choć oczywiście są. Strasznie długa opowieść, i - co naturalne - jednostronna bardzo, ale mogę uwierzyć w większość tego co opisałeś (choćby to była literatura tylko ;)) bo wiem, jakimi mendami potrafią być pieprzone świekry i jakie sekutnice wyłażą z do wczoraj fajnych dziewczyn gdy od dziś poczują się pewne, albo nawet górą. Metamorfoza potrafi nastąpić w kwadrans! Ale kilka rzeczy robi na mnie wrażenie skandalicznie niedojrzałych. Otóż wynika z twej opowieści, że do realizacji małżeństwa przystąpiłeś zarabiając 1200 zł (zakładam, że netto!), co wystarcza na nędzną egzystencję kawalera przy rodzicach lub samodzielną wegetację. Absolutnie nie jest to dochód, z którym się myśli o założeniu rodziny!! Dodatkowo dochód ten okazał się niestabilny, trzeba to było przewidzieć. Inny błąd to brak samodzielnego lokum przygotowanego _przed_ ślubem dla małżeństwa. Nie ma nic gorszego niż przytulisko u rodziców, którzy zawsze dla drugiej strony są obcymi ludźmi, a przypadki teściów nie wpieprzających się w życie młodych pod ich dachem liczebnością są porównywalne z wygrywającymi w totka. Króko mówiąc - chcesz mieć rodzinę? najpierw zapewnij jej podstawy materialne i bytowe, inaczej żeś gówniarz. Wreszcie zabezpieczenie finansowe. Nie wszystko da się przewidzieć, a czasem trzeba podjąć pewne ryzyko, bądź trudna decyzję (np. kopnąć z dznia na dzień w dupę pracodawcę-gnoja). To oznacza konieczność posiadania rezerw fiansowych pozwalających na przeżycie co najmniej kilku, kilkunastu miesięcy w sytuacji utraty dochodów. Z twojej opowieści nie wynika, że miałeś takie zabezpieczenie. I na koniec rzecz najgorsza chyba - dałeś się od początku ustawić na pozycji zdominowanej (nie wiem na ile wpływ na to miały sprawy, o których napisałem wyżej), na pozycji strony uległej i tej, której bardziej zależy. I to cię IMO dobiło. Będę brutalny - może i słusznie. Ale nie jest zamiarem moim cię dołować, dostałeś już dość. Co więc robić? Nie chcę się wdawać w jakieś pseudomądrości, szczegóły itp. Powiem prosto i po męsku: podnieś łeb, wyprostuj się i pokaż, że jesteś mężczyzną. Poniał? -- Jotte |
||
2007-03-17 15:44 | Re: RE. przed rozwodem a dziecko (długie) | Jotte |
W wiadomości news:etgugj$5ga$1@news.dialog.net.pl Jotte I jeszcze jedno, bo zapomniałem. Dzieci nie biorą się znikąd. Jest powszechnie wiadome jak dochodzi do ich poczęcia i dość powszechnie wiadome (wśród przeciętnie inteligewntnych ludzi) jak proces poczynania kontrolować. W tej sytuacji poziom ludzi(?) robiących "niechcący" dziecko w dzień po ślubie, w sytuacji, gdy ojciec nie ma pracy, małżeństwo nie ma samodzielnego lokum, rezerw finansowych na nieprzewidziane sytuacje i realnych perspektyw na najbliższą choćby przyszłość określ sobie sam, bo jak ja to zrobię, to jeszcze mi zarzucą, że używam obraźliwych określeń (nie żebym się przejmował, ale teraz nie chcę). -- Jotte |
||
2007-03-17 16:36 | Re: RE. przed rozwodem a dziecko (długie) | Andrzej Wróblewski |
*cut* Dobra rada. Rejestruj na dyktafon KAZDE swoje widzenie z dzieckiem i rodzina. Kazda rozmowe telefoniczna. Po prostu chodz z dyktafonem w kieszeni i nagrywaj telefony na komorce - w telefonach z Symbianem jest mozliwe zainstalowanie takiego oprogramowania, jak CallRecorderPro. Telefonik taki na allegro kupisz ponizej 500 zl, a inwestycja jest w Twoim przypadku chyba konieczna... Zbieraj nagrane pliki na plytach CD i archiwizuj. Przed kazdym spotkaniem nagrywaj na dyktafonie date i godzine, np. z zegarynki, zeby bylo uwiarygodnione. Jak masz dyktafon z funkcja nagrywania godziny nagrania, to wlaczaj... Zbieraj rachunki na wszystko i nie dawaj zadnej kasy, bo Twoje pieniadze w tej czy innej postaci pojda na lepszego prawnika, zeby wiecej od Ciebie wyciagnac. I juz teraz pojdz do psychiatry, zeby Cie przygotowal na to, co Cie czeka. Nie dlatego, zeby Ci cos bylo... Po prostu musisz byc gotowy, bo inaczej jest ryzyko, ze bedziesz mial probe samobojcza, tak jak czlowiek, ktorego znam - ktory mial bardzo podobna sytuacje. Nie wspominajac o problemach zdrowotnych z tego powodu - na tle nerwowym - z ktorych leczy sie do dzis. Na szczescie dzis juz jest ze swoja kobieta i wszystko jest ok - ale dopiero od momentu, kiedy calkowicie odcial ja od jej rodzicow - po prostu wyjechali razem do innego miasta i zmienili numery telefonow. Pozdrawiam, Andrzej |
||
2007-03-17 17:30 | Re: RE. przed rozwodem a dziecko (długie) | Chełm OXY |
Użytkownik "Jotte" news:etgugj$5ga$1@news.dialog.net.pl... > Ale kilka rzeczy robi na mnie wrażenie skandalicznie niedojrzałych. > Otóż wynika z twej opowieści, że do realizacji małżeństwa przystąpiłeś > zarabiając 1200 zł (zakładam, że netto!), co wystarcza na nędzną egzystencję > kawalera przy rodzicach lub samodzielną wegetację. Absolutnie nie jest to > dochód, z którym się myśli o założeniu rodziny!! > Dodatkowo dochód ten okazał się niestabilny, trzeba to było przewidzieć. > Inny błąd to brak samodzielnego lokum przygotowanego _przed_ ślubem dla > małżeństwa. Nie ma nic gorszego niż przytulisko u rodziców, którzy zawsze > dla drugiej strony są obcymi ludźmi, a przypadki teściów nie wpieprzających > się w życie młodych pod ich dachem liczebnością są porównywalne z > wygrywającymi w totka. Króko mówiąc - chcesz mieć rodzinę? najpierw zapewnij > jej podstawy materialne i bytowe, inaczej żeś gówniarz. > Wreszcie zabezpieczenie finansowe. Nie wszystko da się przewidzieć, a czasem > trzeba podjąć pewne ryzyko, bądź trudna decyzję (np. kopnąć z dznia na dzień > w dupę pracodawcę-gnoja). To oznacza konieczność posiadania rezerw > fiansowych pozwalających na przeżycie co najmniej kilku, kilkunastu miesięcy > w sytuacji utraty dochodów. Z twojej opowieści nie wynika, że miałeś takie > zabezpieczenie. > I na koniec rzecz najgorsza chyba - dałeś się od początku ustawić na pozycji > zdominowanej (nie wiem na ile wpływ na to miały sprawy, o których napisałem > wyżej), na pozycji strony uległej i tej, której bardziej zależy. I to cię > IMO dobiło. Będę brutalny - może i słusznie. Rozumiem ale chodzi oto że moje 1200 zł i żony 650 zł + te co pracodawca dawał "pod stołem" tj 400 zł pozwalały myśleć o założeniu rodzinyi przynajmniej normalnej jej egzystencji. Co do posiadania własnego lokum i takowe perspektywy były tj. spodziewałem się spadku po dziadkach który akurat był w toku postepowania sądowego - spadkowego. Murowany dom do lekkiego remontu i dobudowy na 11 arach działki w mieście. Ale niestety gdy zapytałem żonę o pomoc teściów w sprawie remontu to żona powiedziała że "ty masz to mi zapewnić a nie na rodziców moich liczysz". Fajnie jak moji oddali Nam cały spadek i jeszcze mają pomóc w remoncie-dobudowie a jej nawet nie można prosić o pozyrowanie kredytu hipotecznego........ |
||
2007-03-17 19:01 | Re: RE. przed rozwodem a dziecko (długie) | Jotte |
W wiadomości news:eth52b$edj$1@atlantis.news.tpi.pl Chełm OXY > Rozumiem ale chodzi oto że moje 1200 zł i żony 650 zł + te co pracodawca > dawał "pod stołem" tj 400 zł pozwalały myśleć o założeniu rodzinyi > przynajmniej normalnej jej egzystencji. Żartujesz? _Normalna_ egzystencja rodziny 2+1 za niepewne 2250 zł i to bez rezerw?? > Co do posiadania własnego lokum i takowe perspektywy były Nie powinno być perspektyw, tylko lokum. > tj. spodziewałem > się spadku po dziadkach który akurat był w toku postepowania sądowego - > spadkowego. Murowany dom do lekkiego remontu i dobudowy na 11 arach > działki w mieście. No to trzeba było poczekać, aż go będziesz miał. > Ale niestety gdy zapytałem żonę o pomoc teściów w sprawie remontu to żona > powiedziała że "ty masz to mi zapewnić a nie na rodziców moich liczysz". I dobrze, że tak się stało. Człowieku - jakby ci "pomogli", tobyś do końca życia o tym słuchał. A z biegiem czasu ta "pomoc" by w opowieściach rosła i rosła, aż w końcu okazało by się, że cię od ruiny uratowali... ;))) > Fajnie jak moji oddali Nam cały spadek Nie wam. Tobie. Spadek należny jednemu z małżonków nie wchodzi w skałd majątku wspólnego. > i jeszcze mają pomóc w > remoncie-dobudowie a jej nawet nie można prosić o pozyrowanie kredytu > hipotecznego........ Można, przecież poprosiłeś. -- Jotte |
||
2007-03-17 21:33 | Re: RE. przed rozwodem a dziecko (długie) | bcd |
Jesteś łosiem i pantoflarzem. Rozwiedź się, a to co napisałeś napisz sądowi w pozwie rozwodowym. Domagaj się więcej czasu na kontakty z dzieckiem. A następnym razem kobietę trzymaj krótko, a od teściów trzymaj się z daleka, chyba, że lepiej trafisz. A najlepiej nie żeń się ponownie, tylko żyj w konkubinacie. Życzę szczęścia. |
||
2007-03-17 22:48 | Re: RE. przed rozwodem a dziecko (długie) | Chełm OXY |
Użytkownik news:1174163584.990608.175600@o5g2000hsb.googlegroups.com... Jesteś łosiem i pantoflarzem. Rozwiedź się, a to co napisałeś napisz sądowi w pozwie rozwodowym. Domagaj się więcej czasu na kontakty z dzieckiem. A następnym razem kobietę trzymaj krótko, a od teściów trzymaj się z daleka, chyba, że lepiej trafisz. A najlepiej nie żeń się ponownie, tylko żyj w konkubinacie. Życzę szczęścia. Dzięki :)) Jasne lej babę w twarz za brak obiadu! nie uznaję związków nieformalnych... |
nowsze | 1 | starsze |
Tytuł | Autor | Data |
---|---|---|
Masz problem z rozwodem? |
MaD | 2005-10-29 14:28 |
Dziecko a nazwisko?? |
INDYGO29 | 2005-12-19 10:11 |
Ojciec i dziecko. |
wk | 2006-01-03 14:29 |
Alimenty przed rozwodem. |
INDYGO29 | 2006-01-07 14:32 |
Dziecko |
Beata | 2006-07-06 10:22 |
Zakup mieszkania przed rozwodem |
Piotr | 2006-11-22 15:36 |
przed rozwodem a dziecko |
Chełm OXY | 2007-03-16 05:48 |
dwa pytania w zwiazku z rozwodem |
bingo | 2007-03-22 21:43 |
dwa pytania w zwiazku z rozwodem |
bingo | 2007-03-22 22:00 |
finanse przed rozwodem (kredyt) |
kuku_ruku | 2007-05-18 13:58 |