Nazwa Huuuge Games niewiele mówi, ale spółka ma lepsze wyniki od wielu bardziej znanych polskich producentów gier. Jest też specyficznie zarządzana: z niespełna 100 osób połowa ma akcje pracownicze. A co tworzą? Gry "social casino", czyli mobilne kasyna, w których nie można wygrać ani złotówki. Dziennie taką rozrywkę wybiera 200 tys. osób, głównie kobiety w średnim wieku.
Blackjack, ruletka, poker, automaty - w tym specjalizuje się Huuuge Games. Na pierwszy rzut oka ich produkt wygląda na głęboką niszę rynku gier, jednak ta nisza warta jest już prawie 5 mld dol. A w ciągu roku rośnie aż o 30 proc. Dzięki temu Huuuge Games pod względem wyników finansowych może spokojnie konkurować ze zdecydowanie bardziej znanymi i notowanymi na giełdach 11 Bit Studios, Vivid Games czy Bloober Team.
W tym roku firma planuje przychody na poziomie 70-80 mln zł. I jak twierdzi Sebastian Szczygieł, dyrektor i współzałożyciel firmy, już po pierwszych trzech miesiącach Huuuge Games jest na dobrej drodze, by zrealizować plan.
Firma ma biura w Warszawie, Bydgoszczy i Szczecinie, a działa raczej w amerykańskim stylu. Lodówki z darmowymi napojami czy pizza na koszt pracodawcy to tylko mały fragment zachodniej myśli o zatrudnionych. Zdecydowanie ważniejszy - zwłaszcza dla pracujących w firmie - jest program przyznawania akcji. Uczestniczy w nim obecnie już ponad 50 osób. Jak to działa?
- Pierwsze akcje można uzyskać po roku od momentu wejścia do programu. Prawa do nabycia kolejnych akcji uzyskuje się stopniowo przez kolejne lata współpracy z firmą - tłumaczy Marek Chwałek, dyrektor finansowy. Chwałek przewiduje, że do końca roku w programie będzie 80 osób. A to by oznaczało, że już niedługo 80 proc. pracowników będzie jednocześnie współwłaścicielami firmy.
Inwestorzy z Polski nie byli zainteresowani
By móc się rozwijać, Huuuge musi nieustannie inwestować w reklamy, nawet kilka milionów złotych miesięcznie. A do tego potrzebny jest inwestor, którego w Polsce niestety nie było.
- Na naszym etapie rozwoju rentowność nie jest jeszcze kluczowym elementem. Ważniejsze jest zbudowanie bazy stałych użytkowników i aplikacji z potencjałem pozyskiwania kolejnych graczy. To, jaka jest bieżąca rentowność, to kwestia wtórna, co nie jest niczym nadzwyczajnym dla spółek internetowych. Dla inwestorów z Polski to było nie do zaakceptowania. Prowadziliśmy rozmowy i w kraju, i za granicą. Po kilku takich spotkaniach zdecydowaliśmy, że pozyskanie inwestorów na rynku światowym jest dla nas lepszym rozwiązaniem - dodaje Chwałek.
Jak dodaje, polscy inwestorzy nie mogli zrozumieć, że w tym biznesie na początku nie zarabia nikt, a zyski przychodzą dopiero z czasem, gdy studio i wyprodukowane gry uzbierają odpowiednią bazę użytkowników.
- Mamy w tej chwili dużą kontrolę nad biznesem, z dnia na dzień moglibyśmy uzyskać rentowność. Wystarczy ograniczyć inwestycje w marketing. Nie robimy tego, bo ważniejsze jest pozyskanie nowych graczy i zbudowanie własnej bazy. Jesteśmy w fazie inwestycyjnej - tłumaczy Chwałek.
Na pierwszym etapie pomogli typowi aniołowie biznesu, którzy zainwestowali prywatne oszczędności. Znalazł ich założyciel z Finlandii Anton Gauffin. Dopiero później przyszedł duży inwestor - koreański fundusz inwestycyjny Korea Investment Partners, który w Huuuge Games włożył 4 mln dolarów.
Dla Koreańczyków inwestycja w studio tworzące gry kasynowe na telefony to nic nowego. W portfolio mają już kilka takich firm. Jest to o tyle ciekawe, że Korea Południowa jest jednym z nielicznych krajów na świecie, gdzie gry "social casino" są nielegalne. Dlaczego? Od lat w Korei politycy uznają, że lokalne społeczeństwo nie jest dostatecznie przygotowane do hazardu w formie rozrywki.
Polscy współzałożyciele firmy nie chcą zdradzić, jaką część firmy przejął inwestor, ale zapewniają, że nie oddali kontroli nad studiem. Informacji o wycenie firmy też nie chcieli zdradzić, ale biorąc pod uwagę wkład Koreańczyków, to minimum 8 mln dolarów.
Prawdziwe kasyna nie poradziły sobie na rynku gier
Co odróżnia mobilne i wirtualne kasyno od prawdziwego hazardu? - Motywacje graczy są zupełnie inne. Tego typu gry dostarczają innych emocji niż wizyta w kasynie, bo nie pojawia się element ryzyka. Nie ma przecież obstawiania pieniędzy, czy ryzykowania całego majątku - tłumaczy Szczygieł.
I to właśnie dlatego na rynku nie poradziły sobie tradycyjne kasyna. Na przykład lider rynku gier - Playtika - jest w rękach kasynowego giganta Caesars Casino. Amerykańskie firmy związane z kasynami weszły na rynek głównie przez duże akwizycje, nie rozwijały swoich produktów. I nie udało im się przekonać graczy, by zaryzykowali.
- Dla gracza kasynowego kilkadziesiąt dolarów to jest rozgrzewka przed siadaniem do stołu. U nas to już maksymalny wydatek - dodaje Szczygieł.
Twórcy Huuuge Casino (największa i najmocniej promowana produkcja) sami zauważają, że nie tworzą produktu dla typowych graczy. - To nie jest nasza grupa docelowa, bo i tak nie zagrają, a nawet się nie zainteresują. Dla nich - dla twardych graczy - nasz produkt to nie jest gra. Zobaczą jeden guzik i zapytają "gdzie ta gra? Nikogo nie można zabić! Nic nie można zrobić!" - mówi Szczygieł.
W jaki sposób zarabiać na darmowej grze?
W grach Huuuge Casino każdy gracz otrzymuje co 15 minut wirtualną walutę, którą może wydać na ruletkę, pokera czy wirtualne automaty (do wyboru jest kilkanaście możliwości). I, jak zaznacza Marek Chwałek, zdecydowanej większości graczy to wystarczy, by się dobrze bawić. Ale jednocześnie nie ma problemu by za pomocą mikropłatności, czyli kilku stuknięć na ekranie telefonu, dokupić więcej waluty i grać o wyższą stawkę.
Wydać można od dolara do nawet stu. - Najczęściej tak robią członkowie klubów, którzy grają o duże stawki. Tam motywacja, by być w czołówce, jest już naprawdę wysoka - tłumaczy Sebastian Szczygieł.
By mieć więcej żetonów i nie czekać, jest jeszcze inna możliwość - oglądanie krótkiej reklamy. Najczęściej to wideo promujące inną grę. Statystyki pokazują, że płacenie wybiera zaledwie 2 proc. graczy. 98 proc. nigdy nie wyda na zabawę ani grosza. - Dlatego wybraliśmy nienachalną reklamę, za którą gracz otrzyma trochę wirtualnych żetonów - wyjaśnia Chwałek.
Zespół razem tworzy od lat
Firma istnieje od 2014 roku, chociaż większość pracowników zna się zdecydowanie dłużej. Wszystko za sprawą Fina Antona Gauffina, który trafił do Polski ze swoją firmą Gamelion w 2002 roku. Szukał programistów i znalazł ich właśnie u nas. Na początku studio tworzyło produkcje tylko dla większych producentów - między innymi dla japońskiego Sony czy Kanadyjczyków z EA Games. Gauffin w 2007 sprzedał jednak biznes i wyniósł się do Doliny Krzemowej. Zespół cały czas działał i tworzył gry. Kilka lat później Fin wrócił i ze starymi współpracownikami postanowił spróbować jeszcze raz. Tym razem jednak zamiast programować dla kogoś, współwłaściciele nowego studia Huuuge Games zdecydowali się tworzyć swoje gry. Właściciele wybrali "social casino", czyli gry kasynowe z elementami społecznościowymi.
Dlaczego akurat takie produkcje? Po pierwsze, bo właśnie w tym specjalizują się programiści Huuuge Games. Drugim powodem były finanse. - W przypadku gier "social casino" przychody uzyskiwane z jednego użytkownika są zdecydowanie wyższe. W większości produkcji free-to-play gracz wydaje od kilku do kilkadziesięciu dolarów i ma już wszystko odblokowane. A co za tym idzie - nie zapłaci już więcej. U nas nie ma takiego końca, kwoty zarobione z jednego gracza są wyższe - tłumaczy Sebastian Szczygieł.