Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Będziemy konkurować myślą, a nie hydraulikiem

0
Podziel się:

Do Polski trafi 68 mld euro z UE. O tym co zrobić by je dobrze wykorzystać Money.pl rozmawia z minister Grażyną Gęsicką.

Będziemy konkurować myślą, a nie hydraulikiem
(PAP/Piotr Polak)

Do 2013 roku może trafić do naszego kraju ponad 68 miliardów euro. To wielka szansa, która może zmienić Polskę, tak jak planu Marshalla zmienił powojenną Europę Zachodnią. Jednak czy marazm, brak politycznej stabilności i rozwiązań ustawowych pozwoli sensownie przez najbliższe 7 lat spożytkować taką kwotę?

Money.pl pyta minister rozwoju regionalnego Grażynę Gęsicką, czy unijne programy rzeczywiście sprawią, iż Polska stanie się nowoczesna, a nasza gospodarka konkurencyjna.

Money.pl: Pani Minister, czy przedsiębiorcy słusznie się obawiają, że w latach 2007-2013 dostęp do funduszy będzie dla nich trudniejszy?

Grażyna Gęsicka, Minister Rozwoju Regionalnego: Nie, to są obawy nieuzasadnione. Robimy wszystko, aby ten dostęp był coraz łatwiejszy. Natomiast są to publiczne pieniądze i bezsprzecznie trzeba pewne wymagania spełnić - rozliczyć odpowiednio dotację, być przygotowanym na kontrole, nie wycofywać się już po podpisaniu umowy, bo takich sytuacji do tej pory było całkiem sporo.

Money.pl: Przedsiębiorcy nie tyle boją się procedur, co zaostrzonych kryteriów, ambitniejszych oczekiwań w unijnych programach.

G.G.: Na razie dokładnych kryteriów nie mamy, ale bez wątpienia w najbliższych latach znacznie więcej pieniędzy przeznaczonych zostanie na przedsięwzięcia z tzw. wyższej półki technologicznej co oznacza, że zwykłe przedsiębiorstwo, np. mały sklepikarz, fryzjer, czy mała firma przewozowa ZOBACZ TAKŻE:
Raport o unijnych funduszachakurat z tych środków skorzystać nie będą mogły. W Narodowym Planie Rozwoju Kraju 2004-2006 większość środków poszło na przedsięwzięcia o umiarkowanym stopniu innowacyjności, natomiast w następnym okresie około połowę, czyli ponad 3 mld euro przeznaczymy na przedsięwzięcia z najwyższej półki technologicznej, natomiast kolejne 3 mld euro w regionalnych programach operacyjnych zostanie przeznaczone dla tych przedsiębiorstw, które nie są pod tym względem wyrafinowane.

Money.pl: Czyli małe firmy i te, działające w sposób tradycyjny nie będą miały powodów, aby czuć się pokrzywdzone?

G.G.: Proponuję nie rozmawiać językiem krzywdy. Celem programu jest zwiększenie konkurencyjność kraju i przedsiębiorstwa nastawione na innowacyjność będą miały jak pączki w maśle. Natomiast pozostałe też nie będą mogły narzekać, mając do dyspozycji ponad 3 mld euro. Dla porównania do tej pory na najpopularniejsze wśród przedsiębiorców dotacje na inwestycje przeznaczone było ok. 360 mln euro, teraz będzie więc prawie 10 razy więcej środków.

Money.pl: Zgodzi się Pani ze mną, że fundusze są rozdzielane według zasady: "kto ma, temu będzie dane" - to znaczy, im firma lepiej funkcjonuje, tym ma większe szanse. A te, których kondycja finansowa jest słaba, szans na polepszenie kondycji dzięki funduszom unijnym nie mają.

G.G.: Obowiązującą zasadą nie tylko w przypadku UE, ale w ogóle funduszy publicznych jest to, że aby je otrzymać, przedsiębiorca musi płacić podatki, nie może zalegać z ZUS-em, z wypłatami wynagrodzeń, nie może być autorem sprzeniewierzenia środków publicznych. To są wymagania podstawowe. Rozumiem, że przedsiębiorcom podupadającym, nie osiągającym zysku, działającym na stratach, nie płacącym swoim pracownikom potrzebne są środki na przywrócenie firmy do życia. Jednak wychodzimy z założenia, że tego typu firmy nie rokują i takim przedsiębiorstwom publicznych pieniędzy dawać nie wolno.

Money.pl: W środowiskach biznesowych pojawia się opinia, że naukowcy zmarnują pieniądze, które przeznaczone powinny być na przedsiębiorczość. Protest budzi też przeznaczenie pieniędzy na administracje z programu obejmującego gospodarkę.

G.G.: Ja to tak widzę: nie ma pieniędzy dla przedsiębiorców, naukowców, gospodyń domowych. To nie są pieniądze na podtrzymanie grup zawodowych, typu nauczyciele, czy dziennikarze, tylko na realizację pewnych celów: poprawienie konkurencyjności, spójności wewnątrz Polski, czyli

wyrównania szans, przeciwdziałanie wykluczeniu społecznemu. I te grupy, o których mówimy, mają realizować te wszystkie cele, jeśli chcą otrzymać pieniądze unijne. My nie chcemy honorować przedsiębiorców, my chcemy im dawać pieniądze, ponieważ zatrudniają ludzi, czy powodują rozwój danego regionu, na rozwoju którego nam zależy. Często przedsiębiorcy traktują fundusze strukturalne jako ofertę dla ogółu firm, tymczasem dotacje mają stymulować rozwój w tych dziedzinach, które są kluczowe, na przykład do podniesienia konkurencyjności naszej gospodarki. W programie "Innowacyjna gospodarka" będziemy wspierać badania naukowe, jednak tylko pod warunkiem, że służyć będą gospodarce.

Money.pl: Pani powiedziała kiedyś, że w znacznym stopniu dostęp do unijnych pieniędzy mamy ograniczony ze względu na naszą polską niefrasobliwość. A jaki ma Pani obraz polskich przedsiębiorców?

G.G.: To akurat jest najbardziej prężna grupa naszego społeczeństwa - przedsiębiorcy bardzo się starają. Jednak szczególnie małe i średnie firmy w większym stopniu powinny opierać swoją działalność na planach i strategiach. Firmy reagują na rynek, są elastyczne, ale często brakuje im konsekwencji w realizacji swoich założeń.
Realizacja dofinansowywanego projektu trwa zwykle trwa kilka miesięcy - okazuje się, że wielu przedsiębiorców całkowicie zmienia całkiem tym czasie koncepcję swojego przedsięwzięcia. W programach dotacyjnych PHARE około 20 proc. przedsiębiorców wycofywało się z podpisywania umów, bo właśnie zmieniali zdanie i chcieli już inwestować w coś innego. To pokazuje, jaka jest skala zmienności decyzji u przedsiębiorców. Z jednej strony to dobrze, że są elastyczni, z drugiej najwyraźniej brakuje im planów i konsekwencji.

Money.pl: Nie widzi Pani potrzeby poprawy dostępu do informacji? W internecie to wygląda bardzo kiepsko. Strony są mało komunikatywne, napisane urzędowym językiem i na przykład młodzi ludzie, którzy szukają możliwości dopłat, grantów itd. nie są w stanie przez nie przejść.

G.G.: Od dziesięciu lat współpracuję z przedsiębiorcami i ten problem pojawia się zawsze: informacja ich zdaniem jest niewystarczająca i niepełna. Przedsiębiorcy najbardziej chcieliby, aby informacja była podana ustnie, im osobiście. Chcieliby, żeby ktoś wybrał z tej całej "magmy" potrzebne informacje, przyszedł np. do zakładu fryzjerskiego i powiedział: "proszę Pana,
PAP/Radosław PietruszkaPan ma takie i takie możliwości". I broń Boże nie zabierał mu dużo czasu. Jednak w Polsce aktywnych przedsiębiorców jest 1,4 mln i możliwości bezpośredniego poinformowania przez administrację rządową czy nawet samorządową nie ma. Pamiętajmy jednak, że w Polsce, w sieci Krajowego Systemu Usług działa ponad sto punktów doradztwa, w których przedsiębiorca ma prawo do 9 godzin bezpłatnych konsultacji. Dostępne są ośrodki wspierania innowacji i transferu technologii. Ponadto moim zdaniem, przedsiębiorcy mogliby się sami zrzeszać i tak organizować, aby te zrzeszenia na ich rzecz pracowały, między innymi informowały o możliwościach uzyskania wsparcia unijnego.
A jeśli chodzi o stronę ministerstwa, to ona rzeczywiście nie jest skierowana bezpośrednio do beneficjentów, a bardziej do instytucji zarządzających, wdrażających programy.

Money.pl: Nie żałuje Pani, że nie jest w stanie zatrzymać młodych ludzi w Polsce, mimo tych ogromnych pieniędzy, którymi niebawem będzie Pani dysponować?

G.G.: Ja akurat uważam, że wyjazdy młodych ludzi są dla Polski niezmiernie korzystne. Niech jadą, ale niech wracają z wiedzą, kontaktami i pieniędzmi. Dla nas zadanie to stworzyć im takie warunki, żeby mogli wrócić i zainwestować pieniądze w Polsce. Uważam na przykład, że studia za granicą to jest najlepsza rzecz, jaka się może młodym osobom przytrafić. Nie byłoby oczywiście dobrą rzeczą, gdyby ludzie z wyższym wykształceniem w Londynie myli naczynia do emerytury. Zakładam, że uda nam się ich ściągnąć z powrotem, bo rzeczywiście programy unijne dają możliwości zainstalowania się w Polsce, zainwestowania w własny biznes, przeszkolenia siebie i pracowników - tak więc perspektywy są.

Money.pl: A jednak młodzi ludzie nie zaczynają od sprawdzania, jakie mają możliwości dofinansowania z funduszy unijnych, a raczej przeglądają oferty pracy pubów londyńskich. Może przydałaby się jednak kampania informacyjna?

G.G.: To znowu - jak z przedsiębiorcami - oni muszą sami wykazywać aktywność. Nie jesteśmy w stanie zapukać do ich domu i powiedzieć, jakie możliwości stwarzają im fundusze unijne, ale przecież niemalże każdego dnia, w najróżniejszych zakątkach polski odbywają się spotkania, konferencje, szkolenia - wszystko na temat funduszy unijnych. Funkcjonuje wiele punktów informacyjnych - jednak, aby to wszystko przyniosło jakiś efekt, młody człowiek również musi wykazać jakąś inicjatywę.
Z drugiej strony stabilizuje się powoli rynek pracy i sądzę, że młodzi ludzie będą wracać, z pieniędzmi, nabytą wiedzą i kontaktami.

Money.pl: A jak już z tym wrócą, to co mają zrobić? Jak zostać tym pączkiem w maśle, o którym Pani wspominała na początku rozmowy?

G.G.: Przede wszystkim wykorzystać potencjał, który zdobyli za granicą. Jeśli miałabym udzielać dobrych rad to namawiam, aby będąc za granicą nie utrzymywać kontaktów wyłącznie z Polakami, ale szukać ich np. z Irlandczykami - w przyszłości takie znajomości mogą się przekształcić w kontakty biznesowe. Jeśli chcą zakładać własne firmy, po powrocie niech skorzystają z konsultacji w punkcie informacyjnym Krajowego Systemu Usług i zapytają o możliwości, o fundusze pożyczkowe, czy fundusze poręczeń kredytowych, dotacje. Jeśli szukają pracy najemnej, niech robią to w firmach działających na rynkach krajów, z których właśnie wrócili. Myślę, że w tej chwili bardzo istotna jest tutaj kwestia priorytetów: czy koncentrować się na budowie dróg, którymi młodzi ludzie będą mogli wygodnie wyjechać, czy może stwarzać możliwości działania - centra biznesowe, inkubatory przedsiębiorczości czy technologiczne. Osobiście jestem zwolenniczką drugiej opcji.

Money.pl: Ogłosiła Pani niedawno rychłe nadejście skoku cywilizacyjnego. Jaką Polskę widzi Pani za 7 lat, jeśli uda nam się sensownie wykorzystać 68 mld euro?

G.G.: To będzie inny kraj. Wyobrażam sobie - jeśli chodzi przedsiębiorczość, o której rozmawiamy - że sytuacja na rynku będzie dużo stabilniejsza niż obecnie. Będzie więcej średnich, dobrze działających firm, będzie lepsza wymiana z innymi krajami, rynki europejskie będą tak dostępne jak nasz rynek krajowy. Ponadto przybędzie firm z wyższej półki technologicznej. Krótko mówiąc, będziemy bardziej konkurować myślą, a nie hydraulikiem i kluczem francuskim.

ZOBACZ TAKŻE:

waluty
pieniądze
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)