Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Politycy zapominają o sieci

0
Podziel się:

Wczoraj Rada Ministrów miała zaakceptować projekt nowelizacji ustawy o podpisie elektronicznym. Posiedzenie jednak nie odbyło się, bo nie ma premiera. Ministerstwa Gospodarki oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji chcą wprowadzić tylko jedną zmianę - przesunięcie terminu, od którego urzędy mają obowiązek przyjmowania podań i wniosków opatrzonych podpisem elektronicznym.

Politycy zapominają o sieci

*Wczoraj Rada Ministrów miała zaakceptować projekt nowelizacji ustawy o podpisie elektronicznym. Posiedzenie jednak nie odbyło się, bo nie ma premiera. Ministerstwa Gospodarki oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji chcą wprowadzić tylko jedną zmianę - przesunięcie terminu, od którego urzędy mają obowiązek przyjmowania podań i wniosków opatrzonych podpisem elektronicznym. *

Nieprzydatny podpis

Zapisany w obecnej ustawie termin to 16 sierpnia tego roku. Resorty chcą przesunąć go o półtora roku. Tyle tylko, że do sprawy zabrały się dopiero teraz, chociaż ustawa o podpisie elektronicznym obowiązuje już od 4 lat. W dodatku 21 lipca odbędzie się ostatnie przedwakacyjne posiedzenie Sejmu. Andrzej Kaczmarek, wiceminister gospodarki, uspokaja jednak, że posłowie są poinformowani i zmobilizują się.

Podpis elektroniczny jest niezbędnym elementem do tego, aby budować e-administrację. Bez niego nie ma możliwości autoryzacji urzędowej korespondencji, co oznacza, że obywatel lub przedsiębiorca i tak musi chodzić do urzędu, żeby podpisać dokumenty, choćby wcześniej załatwił część formalności drogą elektroniczną.

Jak szacują centra certyfikacji, podpisy elektroniczne ma dziś najwyżej kilkanaście tysięcy przedsiębiorców. Jedno z czterech działających do niedawna centrów - Signet, należące do Telekomunikacji Polskiej - zakończyło działalność 30 czerwca. Przyczyną był brak klientów. Przedsiębiorcy nie chcą kupować urządzeń i certyfikacji, bo potem i tak nie ma co z nimi zrobić. Według ankiety przeprowadzonej przez Ministerstwo Gospodarki, do przyjmowania dokumentów zaopatrzonych w podpis elektroniczny jest przygotowanych nie więcej niż 10 proc. urzędów samorządowych.

W administracji centralnej jest podobnie. Przykładem są e-deklaracje, czyli system elektronicznego rozliczana podatków. Przetarg na firmę, która opracuje architekturę takiego systemu, miał być rozstrzygnięty jeszcze w maju, ale nie stało się to do dziś. Wykonawca miał m.in. wskazać, jakie zmiany w przepisach są potrzebne, żeby składanie e-deklaracji było w ogóle legalne.

Wobec takiego opóźnienia, resort finansów, nie czekając na nowelizację ustawy o podpisie elektronicznym, przygotował projekt zmian w Ordynacji podatkowej, który przesunie termin uruchomienia systemu na początek przyszłego roku.

Jak szacują centra certyfikacji, podpisy elektroniczne ma dziś najwyżej kilkanaście tysięcy przedsiębiorców

W ogonie Europy

Zamieszanie wokół podpisu elektronicznego i e-deklaracji pokazuje niefrasobliwość, z jaką kolejne rządy podchodzą do budowy e-administracji. Nic dziwnego, że w europejskim rankingu rozwoju elektronicznej administracji Polska zajmuje dopiero 23 miejscu, czyli trzecie od końca, wyprzedzając tylko Łotwę i Słowację. Odstajemy nie tylko od krajów zachodnioeuropejskich. Ostatnio duże postępy zrobiły nowe państwa UE: Słowenia, Węgry czy Estonia.

- W krajach, w których rozwój e-administracji był najbardziej dynamiczny, widać wyraźne wsparcie ze strony rządu - tłumaczy Wojciech Szapiel z Capgemini, firmy, która opracowała raport o e-administracji dla Komisji Europejskiej.

Tego wsparcia brakuje w Polsce. Wprawdzie w 2001 roku rząd opracował "Plan działań na rzecz rozwoju społeczeństwa informacyjnego na lata 2001-2006", jednak realizacja postawionych tam zadań przebiega opornie (termin wdrożenia podpisu elektronicznego określono na koniec 2003 roku). Jednym z planowanych działań było stworzenie możliwości komunikacji między interesantem a urzędem za pomocą internetu. Cel ten nie znalazł się jednak w zadaniach szczegółowych.

Brak stabilizacji, brak planu

Plan ma obowiązywać do końca tego roku. Już w styczniu rząd miał otrzymać od właściwego ministerstwa projekt planu informatyzacji na kolejne lata, do czego zobowiązuje ustawa o informatyzacji. Nadal go nie ma - poprzedni minister nauki i informatyzacji nie chciał wiązać swego następcy, a poza tym po ubiegłorocznych wyborach kompetencje w sprawach informatyzacji przeniesiono ze zlikwidowanego Ministerstwa Nauki i Informatyzacji do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Plan wciąż jest opracowywany, a na razie rząd przygotował, choć jeszcze nie przyjął, program na ten rok.

- Brak stabilizacji w polityce powoduje, że problemy związane z informatyzacją są spychane na dalszy plan. Kto zajmowałby się czymś takim, jak społeczeństwo informacyjne, gdy zmienia się premier - pyta Piotr Waglewski, twórca serwisu internetowego VaGla.pl, poświęconego prawnym aspektom społeczeństwa informacyjnego.

Według niego, przyczyną niedorozwoju e-administracji w Polsce jest, oprócz ciągłych zmian w polityce, słaba znajomość tematyki informatycznej wśród urzędników. Jest wprawdzie grupa specjalistów, jednak zbyt mała, aby przeforsować zmiany. Trzecia przyczyna to rozbicie kompetencji pomiędzy poszczególne resorty. Ministerstwo właściwe w sprawach informatyzacji powinno wprawdzie pełnić rolę koordynującą, ale na razie nie wykazuje zbyt wielkiej inicjatywy.

Polacy bez internetu

Priorytetem powinno być stworzenie planu informatyzacji na najbliższe lata (w rządowych założeniach - 2007-2010). Bez całościowego ujęcia rozwój e-administracji utknie w martwym punkcie. Cóż z tego, że urzędy będą gotowe do elektronicznego załatwiania interesantów, jeżeli obywatele nie będą mieli dostępu do internetu. A z tym jest naprawdę źle. Pod względem liczby osób dysponujących szerokopasmowy dostępem do internetu znów wleczemy się w unijnym ogonie. GUS ocenia wprawdzie, że na koniec 2005 roku dostęp do internetu miał co trzeci Polak, jednak, jeżeli brać pod uwagę tylko internet szerokopasmowy, już tylko co szósty.

Nie najlepiej jest również ze sprzętem - tylko 40 proc. rodzin ma w domu komputer. W Polsce nie opracowano jeszcze programu wspierającego zakup komputerów przez osoby niezamożne lub młode. Programy takie zostały przeprowadzone w większości krajów europejskich, m.in. w Szwecji, Włoszech, Wielkiej Brytanii i Rumunii (zresztą nie zawsze z powodzeniem - np. na Węgrzech ulgi podatkowe na zakup elektroniki wykorzystano, żeby zaopatrzyć się w telewizory i sprzęt muzyczny).

Pieniądze do pozyskania

Bez komputerów, internetu i systemów informatycznych w urzędach nie będzie administracji. Co ciekawe, największym problemem wcale nie jest brak pieniędzy. Według MSWiA na projekty związane z informatyzacją Polska może dostać w latach 2007-2013 2 mld euro, czyli 1,3 mld zł rocznie. - To duża kwota. Na informatyzację sektora publicznego wydaje się co roku ok. 4 mld zł - szacuje Adam Półgrabia z Computerlandu.

Problem z funduszami unijnymi jest jednak taki, że są to kwoty do pozyskania. Trzeba więc przedstawić sensowny, dobrze przygotowany plan ich wykorzystania. A do programów informatyzacji kolejne rządy jakoś nie mają serca.

msp
zarzadzanie
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)