Liczenie powszechne
Od ponad dwudziestu lat Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego SAC (najstarszy w Polsce, niezależny ośrodek naukowy prowadzący badania statystyczne w zakresie religijności, katolicyzmu i jego społecznych kontekstów) co roku, w wybraną niedzielę października lub listopada liczy wiernych, którzy przyszli na mszę (badanie dominicantes) oraz tych, którzy przyjęli komunię (communicantes).
– Badanie obu tych niedzielnych praktyk religijnych ma charakter pomiaru stricte statystycznego. Uściśla i weryfikuje informacje uzyskiwane podczas wywiadów socjologicznych, także prowadzonych przez Instytut – zwraca uwagę ks. dr Wojciech Sadłoń, dyrektor ISKK.
Trudno w tych badaniach używać takich pojęć, jak „respondent”, czy „próba”. Podstawą jest po prostu liczenie wszystkich wiernych obecnych w danym dniu na określonej mszy.
– Tego rodzaju metodologia ma swoje zalety. Nie pytamy, czy wierny uczęszcza na mszę świętą, stwierdzamy po prostu fakt jego rzeczywistego uczestnictwa, co byłoby niemożliwe do ustalenia w typowym badaniu socjologicznym. Możemy też porównać i zweryfikować te wyniki, z tymi, które otrzymujemy podczas wywiadów. Trzeba tylko uważać, bo odpowiedź na pytanie „czy jesteś praktykujący” nie musi być równoznaczna ze stwierdzeniem udziału w niedzielnej mszy – mówi ks. Sadłoń.
Ma też swoje wady. Tego rodzaju badania – jak zauważają w Instytucie – są pewnym uproszczeniem i ograniczeniem.
– Nie wiemy nic o stronie jakościowej, czyli wewnętrznym przeżyciu związanym z mszą świętą. Pole naszej obserwacji jest zawężone. Również fakt, że gromadzimy je przy udziale zainteresowanych nimi proboszczów może powodować, że badania będą się cieszyły mniejszym zaufaniem. Niesłusznie. Gdyby proboszczowie mieli wpływać na wyniki, to we wszystkich diecezjach powinny one być wysokie, a nie mieścić się w bardzo szerokim przedziale 30-80 proc. I takie zróżnicowanie utrzymuje się od ponad 20 lat – zapewnia ks. Sadłoń.
Kto i jak liczy?
Uzyskiwane dane porównywane są na poziomie poszczególnych diecezji i dekanatów. W badanie zaangażowanych jest co roku ok. 10 000 duchownych i kilkadziesiąt tysięcy wolontariuszy, odpowiedzialnych za liczenie. Wskaźnik dominicantes oblicza się jako odsetek wiernych uczęszczających na niedzielą mszę w odniesieniu do ogólnej liczby zobowiązanych, czyli tych, którzy są członkami parafii, z wyłączeniem dzieci do lat siedmiu, chorych i osób starszych o ograniczonych możliwościach poruszania się. Na podstawie analizy struktury demograficznej przeciętnej parafii wiejskiej i miejskiej ustalono, że we mszy nie może uczestniczyć 18 proc. populacji, pozostałe 82 proc. powinno być obecne w kościele. Badania przeprowadzane są we wszystkich parafiach, a analizowane na poziomie średniej uzyskanej dla całej diecezji.
W 2015 roku, bo z tego okresu pochodzą najnowsze badania, średnio w Polsce we mszy św. uczestniczyło 39,8 proc. ogólnej liczby zobowiązanych. Najwięcej w diecezjach: tarnowskiej, rzeszowskiej i przemyskiej, a najmniej w elbląskiej, warszawskiej i koszalińsko-kołobrzeskiej.
I po co to robi?
Instytut prowadzi także badania na temat poziomu wolności religijnej Polaków, analizując odsetek księży parafialnych, którzy doznali dyskryminacji ze względu na swoją działalność (w latach 2012-14 – 12 proc. respondentów), przypadki nierównego traktowania wiernych ze względu na wyznawaną wiarę i przynależność do kościoła katolickiego (4 proc.) oraz zgłoszonych przypadków profanacji miejsc świętych (8,7 proc. wskazań). Sprawdza również poziom edukacji religijnej, biorąc pod uwagę m.in. odsetek katechetów, liczbę uczniów uczęszczających na lekcję religii (najwięcej, bo 90,5 proc. w szkołach podstawowych i 90,8 proc. w gimnazjach) oraz jak ma się chodzenie na religię np. do zaufania do ludzi (nie ufa co dziesiąty uczęszczający i co czwarty nieuczęszczający). Instytut bada także, jak zmienia się wiedza religijna Polaków, ich moralność i postawy wobec kluczowych wartości. Analizuje wreszcie kościelny trzeci sektor, czyli liczbę organizacji i instytucji charytatywnych, ich działalność i poziom zaangażowania.
– Jako Instytut działamy ogólnopolsko, ale wiemy, że nasze badania i analizy mają swój oddźwięk w poszczególnych parafiach. Już sam fakt zaangażowania proboszczów w liczenie pozwala im dostrzec to, co dzieje się z ich wiernymi. Dostarczamy im dobrego narzędzia do obserwacji – nie ma wątpliwości ks. Sadłoń.
Instytutowi zależy też, aby badania pozwoliły osadzić dzisiejszy polski kościół katolicki w szerszym kontekście.
– Celem badań jest nie tylko budowanie samoświadomości wspólnoty katolików w Polsce, ale też zbudowanie swego rodzaju mostu między kościołem i światem. Interesuje nas nawiązanie komunikacji, otwartość i świadomość tego, co się dzieje dookoła. To, ile osób przychodzi dziś na mszę może nam pokazać czy społeczeństwo się laicyzuje, a może wręcz przeciwnie mamy do czynienia z ożywieniem religijnym – tłumaczy ks. Sadłoń.
Zebrane przez siebie dane ISKK co roku prezentuje podczas specjalnej konferencji w siedzibie Konferencji Episkopatu Polski.
Katolików szukaj na Facebooku
Zdaniem specjalistów Instytut w swoich badaniach powinien pójść jeszcze dalej, gromadząc dane z bardziej różnorodnych źródeł.
– Szczególnie interesujące dla ISKK mogą wydawać się dane z mediów społecznościowych i to nie tylko z Facebooka, najbardziej popularnego i służącego często do manifestacji własnych przekonań, ale też z innych kanałów, takich jak: Instagram, YouTube, czy Twitter – uważa Filip Cyprowski, główny analityk Sotrender, firmy oferującej narzędzia do analizy i optymalizacji marketingu w social media.
I nie chodzi o analizę wyłącznie tych, którzy udzielają się na stronach o profilu religijnym.
– Odpowiednio zaprojektowane algorytmy machine learning mogą pozwolić na dokładne zbadanie wizerunku kościoła, np. uszeregowanie tematyczne wzmianek i komentarzy na temat wiary i religii, czy analizę ich wydźwięku emocjonalnego. Zbieranie wzmianek i ich inteligentna analiza nie tylko pozwoliłaby szybciej i sprawniej reagować na kryzysy wizerunkowe, ale również dokładniej zbadać przyczyny bardziej złożonych procesów np. sekularyzacji. Zwłaszcza, gdy tak pozyskane dane analityk zestawi z posiadanymi już informacjami – radzi Filip Cyprowski. – Pamiętajmy, że przez upowszechnienie korzystania z sieci i mediów społecznościowych głos internautów bardzo szybko staje się głosem całego społeczeństwa – dodaje.
A gdyby do liczenia wiernych analizując nie tylko dane z różnych źródeł, tylko wiedzę uzyskaną przez wolontariuszy wrzucić do komputera i poddać analizie Big Data?
Informacja jest dziś jednym z głównych motorów gospodarki. Analiza big data jest wykorzystywana w bardzo wielu dziedzinach – od telekomunikacji, bankowości i handlu, poprzez sport i medycynę, po zaawansowane analizy naukowe realizowane na potrzeby np. astrofizyków. Zadania, które kiedyś zajmowały wiele tygodni lub nawet miesięcy dziesiątkom lub nawet setkom analityków, dziś – dzięki wydajnym komputerom – mogą zostać zrealizowane w kilka minut. Korzyści z analityki big data trudno jest przecenić. Efektywna analiza w czasie rzeczywistym ułatwia szybkie podejmowanie decyzji i reagowanie na zmiany, a to klucz do sukcesu w każdej dziedzinie - mówi Krzysztof Jonak, Poland Country Manager w Intelu.
Szukasz porady? Skontaktuj się z ekspertem z Asseco:
+48 22 574 88 23; e-mail: piotr.fabjaniak@assecods.pl