Mawia się, że "data is the new oil” - informacja to nowa ropa. Obserwując rozwój największych portali społecznościowych, takich jak Instagram, Twitter czy Snapchat, można zastanawiać się, na czym konkretnie te firmy zarabiają (celowo nie pojawia się tu Facebook, gdyż tam model biznesowy jest od dawna bardzo przejrzysty i przewidywalny) - mogą sprzedawać powierzchnię reklamową, ale czy to rzeczywiście wystarczająco? Dlaczego, mimo strat, w Twittera wciąż pompowane są miliony dolarów z funduszy inwestycyjnych? Skąd astronomiczna wycena Snapchata po ogłoszeniu zamiaru wejścia na giełdę na przewidywanym poziomie 25 miliardów dolarów - aplikacji, przypomnijmy, do wysyłania krótkich nagrań wideo ze śmiesznymi filtrami?
Wszystkie wymienione przedsiębiorstwa, pod pretekstem ułatwiania nam różnych aspektów życia, rejestrują wszystkie generowane przez nas zachowania i przetwarzają je w informacje użyteczne dla firm trzecich. Fakt, że matka w ciąży posługuje się na Instagramie hasztagami sugerującymi jej stan, po jego odniesieniu do większego zbioru danych i wykryciu powtarzalnego wzoru ("80 proc. kobiet w trzecim miesiącu ciąży wykorzystuje pod każdym zdjęciem trzy konkretne hasztagi”) staje się bardzo istotny dla producenta pieluszek. I syntetycznego mleka. I klocków. Lalek. Wózków. Jednym słowem - duża, zanonimizowana masa informacji może być w dowolny sposób segmentowana i dostarczać zróżnicowanej grupie podmiotów obrobione dane, dokładnie takie, jakich potrzebują, by dotrzeć do klienta ze swoim produktem.
Jeżeli dodać do tego nawyk - lub konieczność - korzystania z kilku miejsc w sieci; poczty, wyszukiwarki, portali społecznościowych, blogów, sklepów internetowych, to okazuje się, że na przestrzeni czasu zostawiamy po sobie ślady jak odciski butów na śniegu. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo nie jesteśmy wyjątkowi i jak wielu konsumentów dokonuje wyborów z podobnych do naszych pobudek. Zbieranie tych danych, analizowanie i wyciąganie wniosków to najpopularniejszy sposób na wykorzystanie Big Data.
Skoro możliwości wydają się ograniczone jedynie mocą obliczeniową serwerów, to czy z potencjału Big Data może korzystać... rząd?
Aedes Aegypti - powstrzymać pandemię
Aedes Aegypti to po polsku komar egipski. Choć jego nazwa wprost nawiązuje do terenów, w których przez tysiąclecia istniał, dziś tego insekta można spotkać w każdej części świata. Być może znaczna część z nas nigdy by o nim nie usłyszała, gdyby nie fakt, że aedes aegypti to nosiciel kilku groźnych chorób, w tym wirusa Zika.
Zika od 2015 roku wpadł do kategorii "globalna epidemia”. Jest problematyczny w rozpoznaniu głównie dlatego, że jedynie dwóch na dziesięciu zarażonych będzie zdradzać objawy choroby. Bardzo szybko rozprzestrzenia się po całym globie, głównie za sprawą turystów odwiedzających tropiki. Wirus przenika do krwiobiegu nienarodzonych dzieci i prowadzi do mikrocefalii, charakterystycznej choroby powodującej nienaturalnie małe wymiary czaszki.
W powstrzymaniu dalszego rozprzestrzeniania Zika kluczowe jest zrozumienie, z jakich rejonów pochodzi, kto jest szczególnie narażony na niebezpieczeństwo zarażenia, jak wcześnie go zdiagnozować i w jaki sposób należy postępować z chorymi. Mówiąc krótko - informacja jest na wagę złota.
Amerykańska agencja The Center for Disease Control & Prevention (CDC) z kilkoma firmami prywatnymi działającymi w obszarze diagnostyki i leczenia przy wykorzystaniu nowych technologii zaoferowała wsparcie Wietnamowi. Choć w kraju nie ma krytycznej sytuacji związanej z rozwojem Zika, posiada on wprost idealne warunki do tego, by choroba szybko się rozprzestrzeniła. Zespoły, złożone z lekarzy, specjalistów IT i analityków, pracują tamna dużych zbiorach danych z tysięcy źródeł z całego świata (m.in. danych laboratoryjnych różnych zespołów badawczych, kart pacjentów czy nawet rejestrów lotów, dzięki którym można ocenić prędkość i kierunki rozwoju epidemii), które każdego dnia przybliżają nas do stworzenia szczepionki.
Raport mniejszości
Oczywiste skojarzenia ze słynnym obrazem Stevena Spielberga nasuwa akcja policji z Chicago. W tym mieście w samym tylko 2015 roku w strzelaninach zginęło ponad 3000 osób, w większości członków gangów. Illinois Institute of Technology opracował więc specjalny algorytm, który, analizując m.in. liczbę aresztowań, udział w innych przestępstwach, przynależność do poszczególnych gangów i wiele innych zmiennych, "wypluwa” listę z 1400 nazwiskami osób, które mogą wkrótce kogoś zastrzelić lub zostać ofiarą.
Wyniki okazały się zaskakujące - w 80 proc. poprawnie udało się zidentyfikować listę osób, które zostały trafione przez kulę oraz w 70 proc. listę osób, które pociągały za spust. Przeprowadzona w połowie maja szeroko zakrojona akcja nalotu na miejsca zamieszkania gangsterów doprowadziła ponadto do zatrzymania 114 ze 140 członków zorganizowanych grup, którzy znaleźli się na "magicznej liście”.
Władze miasta nadal prowadzą analizy i do osób zagrożonych udziałem w przestępstwie wysyłają pracowników socjalnych, którzy starają się ich wyciągać z gangów. Jonathan H. Lewin, kierujący projektem z ramienia policji, wyjaśniał, że skonstruowany model jedynie "sugeruje rozwiązania”.
- Nie jest w stanie na razie zastąpić naszej pracy - podkreślał. Obecnie pojawiają się wątpliwości dotyczące projektu ze względu na objęcie tajemnicą wskaźników decydujących o tym, czy dany obywatel znajdzie się na liście. Władze zapewniają jednak, że program nie bierze pod uwagę kwestii rasowych, religijnych czy politycznych.
Walka z biedą
Esther Duflo i Abhijita V Banerjee to badacze związani z wydziałem ekonomii uniwersytetu MIT, a zarazem autorzy głośnej książki "Poor economics”. Przedstawiają w niej pomysły na to, jak pomagać społecznościom żyjącym w skrajnym ubóstwie, biorąc pod uwagę społeczne uwarunkowania.
W swojej publikacji przeprowadzają analizę danych z 18 krajów, a ich wnioski sugerują, że "rządy i międzynarodowe organizacje muszą kompletnie zredefiniować swoją politykę żywieniową”. Dominujący paradygmat zakłada, że głównym narzędziem walki z głodem jest produkcja i dystrybucja pośród najbardziej potrzebujących większej ilości jedzenia, głównie zbóż; Egipt tylko między 2008 i 2009 przeznaczył prawie 4 miliardy dolarów na programy dożywiania.
Analizaprzeprowadzona przez Duflo i Banerjee pokazała jednak, że wydatki związane z jedzeniem stanowią od 45 do 77 procent całego budżetu rodzin żyjących w skrajnym ubóstwie na wsi i od 52 do 74 procent wśród skrajnej biedoty w miastach. W Indiach liczba osób deklarująca głód spadła z 17 do 2 procent w ciągu nieco ponad 20 lat. A jednak dzieci dorastające w tych rodzinach nieustannie cierpią na schorzenia związane z głodem. Okazało się, że na przestrzeni ćwierćwiecza zmieniła się natura problemu: przestało chodzić o ilość jedzenia, a zaczęło o jego jakość. Dlatego rządy krajów azjatyckich zaczęły inwestować w programy, których celem jest dostarczanie bardziej zróżnicowanych dietetycznie posiłków.
I nie chodzi tylko o zdrowie jednostki - badanieprzeprowadzone w Indonezji, polegające na zbadaniu związku między suplementacją żelazem a wzrostem ekonomicznym, udowodniło, że osoby regularnie otrzymujące witaminy zarabiają więcej!
Dzięki lepszemu samopoczuciu i zwiększonej wytrwałości, średnia przewaga w skali roku wynosiła 46 dol., przy koszcie suplementacji na poziomie 7 dol. W samym badaniu nie chodziło o precyzyjne określenie różnicy, ale przetworzenie tych danych specjalnymi algorytmami pokazało bardzo wyraźną zależność, wyrażoną w konkretnej walucie.
Nie ma wątpliwości, że korzyści płynących ze skomplikowanej analizy dużych wolumenów zróżnicowanych informacji jest bardzo dużo. Państwa mogą nie tylko chronić obywateli, rozwiązywać problemy powodowane przez czynniki naturalne czy skuteczniej chronić środowisko, ale także podejmować decyzje w oparciu o twarde dane i powtarzalne wzorce. To najbardziej obiektywny sposób prowadzenia polityki - czy ma szansę przyjąć się na świecie? Czas pokaże.
Szukasz porady? Skontaktuj się z ekspertem z Asseco: +48 22 574 88 23; e-mail: piotr.fabjaniak@assecods.pl