Ministerstwo pracy liberalizuje zasady zatrudniania obcokrajowców. Przyjęło jednak takie zasady, że przedsiębiorcy zapewne nie skorzystają z nowych możliwości.
Obywatele na przykład Ukrainy, Rosji, Białorusi, a nawet Chin, czy Indii nie będą musieli ubiegać się o pozwolenie na pracę, wystarczy, że będą mieli zaświadczenie od polskiego pracodawcy, że ich zatrudni - przewiduje projekt resortu pracy i polityki społecznej.
Maksymalnie będą mogli pracować przez trzy miesiące, ale to nie koniec ograniczeń. Będą mogli przyjeżdżać w grupach i pracować tylko w ściśle określonych branżach, przede wszystkim w budownictwie i rolnictwie.
_ W branży budowlanej brakuje około 150 tysięcy pracowników. _
Zdaniem dyrektora Bogdana Łysaka z Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa dobrze, że resort pracy chce ułatwień w zatrudnianiu cudzoziemców.
Jednak dla branży budowlanej trzy miesiące to zdecydowanie za mało - ocenia dyrektor Łysak i dodaje, że samo wyszkolenie pracowników trwa nieraz dłużej.
"Na budowach stosowane są zaawansowane technologie. Dlatego trzy miesiące to czas potrzebny zaledwie na wdrożenie nowej osoby do pracy" - uważa Bogdan Łysak.
ZOBACZ TAKŻE "MIKROFON MONEY.PL:
Sadowski: Chińczycy nas nie uratująDyrektor Łysak zaznaczył, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zatrudnianie w Polsce firm budowlanych z Ukrainy, Rosji czy Białorusi, którym by można zlecać określone prace jako podwykonawcom.
"Gwarancję dobrego wykonania zlecenia, zgodnie z reżymem technologicznym, może dać firma, a nie pojedyncza osoba" - wyjaśnia Łysak.
Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha twierdzi w "Mikrofonie Money.pl", że właśnie przez konieczność przeszkolenia nowych pracowników, wcale nie będą oni dużo tańsi.
"Firmy budowlane rozważały ściągnięcie tańszych pracowników z Białorusi czy Ukrainy, ale okazuje się, że ci ludzie nie są w stanie obsługiwać technologii stosowanych na polskich budowach. Po prostu brak im kwalifikacji. Stąd tańszy pracownik wcale nie jest taki tani, bo trzeba zainwestować w jego naukę" - twierdzi Sadowski.
Andrzej Sadowski mówi o nowym zjawisku, może nawet korzystniejszym dla przedsiębiorców niż oferta ministerstwa pracy. "Polskie firmy zaczęły odkupywać swoich pracowników z rynku brytyjskiego proponując im za pracę w kraju za podobne stawki do tych, które otrzymywali na wyspach" - opowiada Sadowski.